Tym razem spędziliśmy urlop w wyjątkowo luksusowych warunkach. Mieszkaliśmy w bardzo przyjemnym pensjonacie "Limba" w malowniczej Demanovskej Dolinie na Słowacji, a stołowaliśmy się w jednej z lokalnych kolib, czyli restauracji. Podróż minęła bardzo sympatycznie: piękna słoneczna pogoda i mały ruch. [Szczegółowo opisuję dojazd, bo droga powrotna była koszmarna. Jurek jechał przez 300 km. w totalnej mgle. Niestety nie ma dokumentacji, bo ukradziono nam koszyk m.in. z aparatem przy wypakowywaniu się w domu w Warszawie.]
Panowie byli dodatkowo szczęśliwi, bo w recepcji był internet. Ja postanowiłam go wykorzystać do przesłania rodzince naprędce zrobionych fotek.
I tak udało mi się zrobić zdjęcie wchodzących do pokoju Jurka i Wojcia.
|
|
Pensjonat składał się z trzech domów. Tu mieszkaliśmy - w środkowym.
|
Nad nami okno naszego pokoju.
|
Tu znajdowała się recepcja.
|
Wejście do naszego lokum.
|
|
Na przeciwko naszego domu zatrzymywał się skibus.
|
Jurek wypatruje autobusu - jeździły b. punktualnie.
|
Takie dekoracje wisiały w całym domu.
|
|
W naszym pokoju internet można było tylko złapać w oknie z widokiem na recepcję.
Tu najczęściej wolny czas spędzał Wojtuś.
|
18 stycznia Jurek miał urodziny. Na tę okoliczność mamy godny trunek - bordo przywiezione przez jubilata z Bordo tydzień wcześniej.
|
Był tez wystawny obiad w kolibie, ale nie został utrwalony.
|
Ten wyciąg niczym nie różni się od tego na Kronplatzu - chociaż tu niewiele widać.
|
To już górna stacja.
|
|
Widok z Chopoka.
|
Śniegu było dużo, ale w wielu miejscach ostro zmrożony.
|
|
Zdjęć jest niewiele, bo po dwóch dniach zepsuły się warunki. Najpierw wietrzysko unieruchomiło krzesełka.
|
Trzeba było korzystać z wyrwirączki. Ale dzięki temu odważyliśmy się zjechać nową trasą. Szkoda, że nie mieliśmy aparatu, bo najzabawniej było ze snowboardzistami. Rzadko komu z nich udało się dosiąść talerza.
|
|
Tego dnia było tak ślisko, ze niektórzy musieli najpierw przemyśleć sprawę.
|
Oczywiście nie dotyczyło to Jurka, który w tym roku wzbudzał mój wielki podziw.
|
Twierdził wprawdzie, że każdorazowo walczy o życie, ale wcale tego nie było widać.
|
Ja pierwszego dnia jeździłam z duszą na ramieniu. Szkoda, że skiepściły się warunki, bo trasy były bardzo malownicze.
|
Czwartego dnia jeździliśmy już w deszczu.
|
|
|
|
|
|
|
A po zjeżdżaniu, zasłużony wypoczynek.
|
Wojtuś serwował nam pyyyyszną czekoladę.
|
|
|
|
|
|
|
A stąd już tylko krok do skibusa.
|
|