Jesteśmy z pierwszą wizytą u gościnnych Pariaszewskich.
Wyruszyliśmy skoro świt żeby nieoceniona Mama Marka mogła nakarmić nas przed obiadem wspaniałymi pierogami własnej roboty.
Z trudem podnieśliśmy się na spacer.
To jedyne zdjęcie domu.
|
Pierwszy raz zobaczyłam jak kwitnie orzech włoski. Po wyłuskaniu przez Babcię są przepyszne.
|
Ruszyliśmy podziwiać sad i ololicę.
|
To zabytkowa część sadu.
|
|
Sad ma długość 500 metrów.
|
Żeby nie straszyć Mateusz na moją prośbę przełożył mi głowę z innego zdjęcia (p.) zdjęcie obok.
|
Wyglądam trochę sztywno, ale zmiana jest widoczna.
|
|
W tej dziupli są prawdziwe dzięcioły. Są strasznie głośne. Usłyszał je Jurek, a właściwie zauważył kopczyk wiórków pod drzewem.
|
To wspaniałe pola.
|
Moja twarz wyraża nieukrywaną zazdrość.
|
Na pocieszenie dostałam gałazki bzu. Teraz widać, ze byliśmy tam w maju.
|
|
Mama z Córą.
|
|
Tu gdzieś są włości Pariaszewskich.
|
Nie będę się więcej silić na opis zdjęcia mówią same za siebie.
|
Achchchchchchch!
|
Ochchchchchch!
|
Jejjjjjjjjjjjjjjj!
|
Ojejkujejkujejku!
|
Ufffffff, dość tych zachwytów. Było super.
|