Ranek organizacyjny. Musimy odebrać karty do szafek na narty i buty no i sprawdzić trasy. Pogoda wspaniała. Kilka stopni mrozu, słonko i lazurowe niebo.
Liczne szafki na buty i narty.
Jakaż to wygoda, nie trzeba codziennie ich taszczyć.
Pierwszy wjazd.
Długi płaski dojazd pod wyciąg z kanapami.
Gondolka.
Kanapy 4-osobowe.
Ta dzidzia bardzo przypominała nam Gabcię.
Widok z naszego okna - od wschodu.
A to niedzielny ranek. Zbieramy się na stok.
Nasz hotel.
Droga na narty.
Nie znam fachowej nazwy tego obiektu - ale tu przechowujemy nasz sprzęt narciarski.
Po prawie godzinnej jeździe to w górę, to w dół - w dodatku po ciemku, schodzimy na kolację.
Jurek dzielnie sobie dawał radę (z kolacją też).
Najbliższa okolica.
Mieszkamy na 3 piętrze (z windą) z lewej strony "baszty".
Z tyłu wyciąg. Straszny skrót perspektywiczny.