Pierwszy raz od Bożego Narodzenia była u nas Karolinka. To była już ostatnia chwila, bo za tydzień Wojtek leci do Szwajcarii na 3-miesięczne praktyki do Google'a. Bez trudu udało mi się namówić ją do jazdy samochodem od Statoil'a (12 km.)
Było troszkę hardcorowo, bo Karolina od roku nie siedziała za kierownicą. Ale w drodze powrotnej nie było już problemów. Podziwialiśmy ją za odwagę - na pewno będzie z niej dobry kierowca.
Ze zdziwieniem widzę, że na zdjęciach nie ma ani śladu naszej ciężkiej pracy. To najlepszy dowód ile było roboty.
Wojtuś skosił trawę wzdłuż ulicy i w moim dwuletnim lesie. Ja sadziłam i podlewałam kwiatki, wymieniając jednocześnie śmiertelny "czarnoziem". Kopałam i siałam trawę. Próbowałam uwolnić z zielska mój tegoroczny las, w którym wyrosła łopucha powyżej pasa. Z trudem odnalazłam wcale nie małe sadzonki. Jurek skończył skuwanie podstawy pod komin (którego nie wybudowaliśmy) pod wiatą i ciął żywopłot - dotąd była to moja działka, ale już mnie przerósł.
Babcia wyrywała zielsko i biegała z konewką. Karolinka dzielnie dokosiła fragment trawy, do której wczoraj nie starczało mi sznura od kosiarki i uczyła się do egzaminu. Dzisiaj gotowała też z Wojtusiem obiad. Czas niestety szybko zleciał i trzeba było wracać do domu. Ale pozostaną miłe wspomnienia. Wreszcie działka jako tako wygląda.
Karolinka gdzieś odpłynęła myślami.
Jurek już nie może szpanować swoim komputerem.
Pracuje na przestarzałym sprzęcie.
Tu były truskaweczki.
Broda Jurka jest zawsze fotogeniczna.
Niestety musieli sobie sami nazbierać.
Nie byli zachwyceni, ale wysłałam ich po truskawki.
Babcia na działce włącza 6-y bieg.
Karolinka nieopatrznie spytała, czy może mi w czymś pomóc.
Ja właśnie wytrząsałam zielsko.
Ale mnie to nie przeszkadza.
Jurek odrabia codzienne lekcje z angielskiego.
Oboje nie lubią zdjęć.
A to dziewczyny jego życia.
Wojtuś jakby niewyspany.
Więc znalazłam zgodne z jej profesją zajęcie.
Jak widać podołała zadaniu.
Wojtuś tuż przed wyjazdem odebrał swojego nowego, podobno, "ultrabooka".
Płaski i waży tylko 1,5 kg, tylko cena niezbyt przystępna.
Młode kartofelki z Biedronki niestety nie smakowały jak młode.
Zdjęcie zbiorowe.
To coś intensywnie żółtego, to omlet z jajek od sąsiadów.
My nie boimy się zdjęć.
Karolinka przywołuje go do porządku.
teraz do akcji wkroczyła "widzialna" ręka Ojca.
Chwilę wytrzymał.
To zdjęcie z soboty. Panowie po robocie całkiem zadowoleni.
Wymusiłam uśmiech, tylko światło coś kiepskie.
Też bym tak chciała.