Do tego spotkania dochodziliśmy etapami. Najpierw mieliśmy z Jurkiem świętować naszą 28 rocznicę ślubu po wyjeździe Wojtusia w niedzielę. W międzyczasie, w piątek, Jurek przyniósł nowy angaż na stanowisko wicedyrektora CNT w I-locie więc doszła druga okazja. Dodatkowo w sobotę, w samo południe, Wojtek zdawał egzamin licencjacki, a Karolina miała się z nim spotkać po już zaliczonej przez nią (zresztą znakomicie) sesji. Postanowiliśmy połączyć wszystkie te okazje. Mama oczywiście nie dała się namówić na pójście z nami, zabraliśmy więc Basię naszą niezawodną Sąsiadkę.
Bardzo nam się podobało oryginalne szkło.
W końcu dostaliśmy nasze przysmaki
Mina Jurka jakby mówiła zupełnie co innego.
Wszystkim smakowało.
Dali się namówić na pozowanie.
Chyba sobie ich wrzucę na tapetę.
Długo trwało wybieranie dań, bo ospis potraw nie był kompletny.
Były smaczne, ale bardzo słodkie.
Zresztą należało się tego spodziewać.
Poszliśmy do Fridy na Nowym Świecie. Był niesamowity upał.
Nikt z nas nie chciał usiąść w ogródku. W Środku panował miły chłodek.
Karolinka ślicznie wyglądała,
Wojtuś świeżo po fryzjerze i zborykany hardcorowym egzaminem, troszkę mniej.
To nasze podwórko.
Te tajemnicze torby kryją prezenty dla nas od Eli -
mamy Karolinki, która wróciła z sanatorium.
Grunt, to wiedzieć jak się ustawić.
Tu kiedyś stało kino Skarpa.
My zamówiliśmy pieczone banany w karmelu z lodami.
Wojtuś wyraźnie zadowolony, jak widać uwinął się szybko.
Za to stanowczo odmówił deseru.
Nie zdążył się nawet przebrać.
Namówiłam Wojtka na fryzjera, nie sądziłam, że ostrzyże go tak krótko.
Ale nie ma tego złego... wystarczy na całe praktyki.
Mikuś nie mógł się doczekać na Basię.
Było nam razem fajnie.