Byłam w szoku. Tydzień temu leżały tony śniegu, a tu dzisiaj ani śladu. To jakiś cud. Nawet drogą dało się przejechać.
Gabrysia oblatuje swój samolot z napędem na gumkę. Trochę przeszkadza zbyt duży wiatr. Gabrysia lansuje spodnie na sznurek. Tomek zapomniał zabrać dla niej spodnie. Udało mi się wygrzebać jakieś za duże i trzeba było je ściągnąć w pasie sznurkiem. Gabrysia nie była zachwycona, ale szybko zrozumiała, że nie ma wyboru.
Szybki instruktaż Taty z pilotażu.
No i startujemy.
Okazuje się, że to nie takie proste.
Jurek likwiduje kopce po kretach
Gabrysia oczywiście pomaga Babci.
Bardzo spodobało mi się w jaki sposób Gabcia
zabrała na spacer misia.
Po południu całkiem niespodziewanie spadł lekki grad.
Była też mała burza.
Jurek pod wiatą znalazł nietoperza.
Wygląda jakby zdechł, ale żyje.
Skąd on się u nas wziął. W dodatku sam.
Faktycznie bluzka i leginsy są w serduszka.
Bardzo podoba mi się to zdjęcie.
W niedzielę rano było lodowato.
Gabrysia dalej ćwiczy latanie.
Samolot jest dokładnie nad brzozą.
Po południu się ociepliło.
Tomek przyciął brzozę, którą kiedyś z Mamą posadziłyśmy
niefortunnie akurat pod drutami wysokiego napięcia.
Posadziłam kilka krzaczków.
To Jurek tak pięknie oczyścił porzeczki i maliny.
Kolano pozwala mu pracować, natomiast nie lubi leżeć.
Gabrysia fajnie czyta.
Wczoraj ćwiczyłyśmy dzielenie wyrazów na sylaby.
Szybko opanowała samogłoski i pięknie jej szło.
Tomek miał pracować nad doktoratem, ale pilniejszy był jakiś artykuł.
Po jednym z lotów samolot wylądował za siatka u ogrodnika.
Gabcia poszła z Tomkiem po ratunek do Kamila.
To moje dzieło.
Pożegnanie z Dziadkiem. W Warszawie czeka Mama.
Gabrysia prezentuje nowa spódnicę.
Rano powiedziała mi przez telefon: Babciu jestem cała w serduszkach, bo Cię kocham.